Uwaga!

czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 3

          Z góry dziękuje Joannie Petrovie za pomoc przy rozdziale.



Siedziałam w jednej z kabin, a dokładniej kucałam na desce od muszli klozetowej żeby nie mogli mnie znaleźć. Próbowałam uspokoić oddech, ale za nic nie mogłam tego zrobić. Ktoś wszedł do łazienki, po odgłosie kroków mogę stwierdzić, że nie była to jedna osoba. Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać, że mogli to być ci nieznajomi. Tak na wszelki wypadek zaczęłam odmawiać modlitwę. Kiedy zaczęli mówić przyłożyłam ucho by podsłuchiwać o czym rozmawiali.
-Nigdzie jej nie ma, a mogę sobie dać rękę uciąć, że szła do łazienki.- Powiedział strasznie znajomy głos, przyjemny dla uszu lekko zachrypnięty głos.
-No i braciszku już nie masz ręki, co następne? Hę?- spytała dziewczyna.- Może od razu dasz mi odciąć swoją głowę, oszczędzisz nam wszystkim tylu kłopotów?- dodała trochę wrednie jak na siostrę.
-Musimy ja znaleźć i dowiedzieć się jakim cudem nas zobaczyła przecież każdy z nas ma runę i tylko nieprzyziemni mogli nas widzieć- powiedział zdenerwowanym tonem wcześniejszy rozmówca. Runę? Nieprzyziemni o czym oni mówią to jakieś świry myślałam wciąż przysłuchując się rozmowie.
Perspektywa Jace:
Wyczułem czyjąś obecność, ale nie chciałem ich nie potrzebnie martwić.
Lecz dodatkowo wyczułem zapach perfum Clary byłem prawie pewien, że to ona lecz postanowiłem na razie wyprowadzić z tond przyjaciół by jej nie zobaczyli i samemu zacznę obserwować Clary.
-Dobra chodźmy, jak widać nikogo tu nie ma.-powiedziałem jak zwykle nonszalancko co chyba już nie robiło wrażenia na Izzy i Alec'u, ale co ja mogę na to poradzić taki jestem i nikt tego nie zmieni. Ruszyliśmy w stronę wyjścia, jakoś straciłem chęci do uwodzenia jakichś naiwnych lasek i co jest naprawdę dziwne grzecznie wróciłem do domu. Nie ominął mnie wykład od Hoge'a, że powinniśmy lepiej uważać i tego typu pierdoły, których i tak żadne z nas nie słuchało. Kiedy tylko wróciłem do pokoju wziąłem szybki prysznic i położyłem się do łóżka, w którym szybko oddałem się do krainy Morfeusza.
    * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Gdy tylko wróciłam do domu zamknęłam się u siebie w pokoju i rozmyślałam o tym co wydarzyło się w klubie zastanawiało mnie tez kim był chłopak ze sztyletem byłam pewna,że go znam ten głos na pewno gdzieś go już spotkałam. Nie wiedząc kiedy zasnęłam i tej nocy śniłam o nim.
    * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Znowu stałam w Pandemonium i patrzyłam na nieznajomego tylko, że teraz twarzy nie zasłaniał mu kaptur. Wiedziałam, że skądś go znałam, a mianowicie był to Jace. Nie mogłam uwierzyć, że to on. Przecież on nie mógł być zabójcą. Kiedy tylko chciałam do niego podejść i zapytać o co w tym wszystkim chodzi obraz zaczął się rozmywać, a ja sama jakbym zmieniała się w pył...
Obudziłam się z krzykiem, od razu przybiegła do mnie Shani, która zaczęła mnie lizać po twarzy jakby wiedziała co mi się śniło. Jakie to zadziwiające jaka więź może łączyć psa z człowiekiem. Może to dlatego, że gdyby nie ja to nie wiadomo czy Shani by pożyła dłużej....
** RETROSPEKCJA **
Szłam właśnie z Simon'em do domu przez park, kiedy zobaczyliśmy wysokiego faceta stojącego nad malutką kulką futra z podniesioną ręką jakby zamierzał się do ciosu. Wtedy właśnie zobaczyliśmy jak obcy wyżywa się nad malutkim pieskiem, kiedy tylko to zobaczyłam nie mogłam uwierzyć, że ktokolwiek jest zdolny do czegoś takiego. Wzięłam to maleństwo w swoje ramiona i zaczęłam do siebie przytulać, w tym samym czasie Simon kłócił się z nieznajomym, jak na dziesięciolatków byliśmy nieźle pyskaci, no ale cóż takie życie. Wzięłam suczkę do domu gdzie mama tak samo jak ja od razu zakochała się w niej. Poszliśmy do weterynarza, gdzie okazało się,że gdyby dłużej była by tak traktowana to za tydzień już by nie żyła.
** KONIEC RETROSPEKCJI **
Skończyłam rozmyślanie i ruszyłam w stronę garderoby. Wzięłam zwiewną fioletową sukienkę przed kolano, baleriny i czarną koronkową bieliznę. Weszłam do łazienki, z której musiałam siłą wyganiać Shani, wzięłam szybki prysznic i zaczęłam szybko zbierać się do szkoły. Pomalowałam się lekko i zrobiłam loki, spojrzałam w lustro i stwierdzam iż wyglądam przyzwoicie.W towarzystwie mojego psa wyszłam z pokoju i zaczęłam kierować się w stronę kuchni, z której czułam zapach naleśników. Zaczęłam powoli schodzić ze schodów bo znając mojego farta zabiję się o własne nogi, tak jak prawie bym zmarła w szkole, ale zostałam ocalona przez pana wielki ego czyt. Jace. Kiedy doszłam do pomieszczenia rozejrzałam się po nim i zauważyłam moją mamę z uśmiechem smażącą naleśniki oraz Luke stojącego za nią i przytulającego ją od tyłu i cały czas szeptającego jej czegoś słodkiego bo chichotała. Zaraz co?! Moja mama i Luke?! Czego ja nie wiem.
-Hej mamo i Luke – powiedziałam to prze słodko, a oni od siebie szybko odskoczyli- tak w ogóle co mnie ominęło?
-Hej kotku, zapomniałam ci powiedzieć od tygodnia ja i Luke spotykamy się nie było kiedy ci powiedzieć słonko.- moja matka próbowała się wytłumaczyć co szło jej marnie, tak naprawdę to cieszyłam się, że jest szczęśliwa i nie miałam jej tego za złe. Już po chwili rozmawialiśmy normalnie jedząc śniadanie i śmiejąc się z rożnych rzeczy. Naszą rozmowę na temat moich zajęć artystycznych przerwał dzwonek do drzwi, które moja mama poszła otworzyć, a ja w tym czasie poprawiłam moją i tak idealnie ułożoną fryzurę. Wcale nie jestem próżna tylko lubię się dowartościowywać. Kiedy zaczęłam dokańczać moje śniadanie zobaczyłam mamę wchodzącą do kuchni i oznajmiająca,że to ktoś do mnie:
-Kochanie przyszedł do ciebie jakiś młody i bardzo przystojny blondyn więc chyba ty też mi czegoś nie mówisz - powiedziała matka.
-Co o kim ty mówisz?
-Sama zobacz,a tak pro po to całkiem niezły - powiedziała puszczając do mnie oczko ja zaś zrobiłam zdziwiona minę i poszłam zobaczyć kim jest mój gość.

Perspektywa Jocelyn:
Gdy tylko otworzyłam drzwi ujrzałam oszałamiająco przystojnego młodzieńca.
-Dzień dobry jest może Clary?- zapytał.
-Tak proszę chwile poczekać poproszę ją - powiedziałam po czym ruszyłam do kuchni.

Perspektywa Clary:
-Jace co ty tu robisz - zapytałam zdziwiona jego widokiem.
-Jak to co przyjechałem po swoja dziewczynę.
-Ta jasne to chyba pomyliłeś domy.
-Nie wydaje mi się moja dziewczyna jest piękną rudowłosa o zielonych oczach -zaczął wyliczać wszystkie jego zdaniem moje zalety po czym przybliżył się i pogładziwszy mnie po policzku szepną mi do ucha - i świetnie całuje po czym wpił mi się w usta,a ja mimo iż rozum mówił "odepchnij go to przecież kretyn" to odwzajemniłam pocałunek,a gdy się ode mnie oderwał szepnęłam do siebie "co ja wyprawiam dziewczyno opanuj się" po czym dodałam już na głos - Wiesz co chyba ci się coś przyśniło.
-Nie sądzę po tym co wydarzyło się miedzy nami wczoraj w szkole myślałem,że coś nas łączy
-Nic nas nie łączy -rzuciłam hardo
-Wiec czemu teraz odwzajemniłaś pocałunek - zapytał a mi zabrakło słów i zaczęłam się jąkać
-Bo...bo.... nie wiem czemu
-Ale ja wiem pragniesz być ze mną tak samo bardzo jak ja pragnę być z tobą - szepnął mi do ucha a ja poczułam,że się rumienie.Przyciągnął mnie do siebie i mocno wtulił w swoje ramiona nie powiem było to przyjemne, ale jak tak dłużej postoimy to albo mama albo Simon nas zobaczy,a tego nie chcę znowu coś sobie ubzdura, aja naprawdę nic do niego nie czuję oprócz przyjaźni. Powoli wyplątałam się z jego objęć i wzięłam go za rękę i pociągnęłam do środka. Weszliśmy do kuchni trzymając się za ręce co mama zauważyła i uśmiechnęła się do nas, na co ja postanowiłam jej go przedstawić:
-Mamo , Luke to jest Jace mój.... przyjaciel- powiedziałam jak najszybciej się dało, wzięłam jeansową kurtkę i torbę, w której miałam już wszystko potrzebne w tym mój telefon. Pocałowałam mamę i jej partnera w policzek i rzuciłam szybkie ' Do zobaczenia' i wyszłam ciągnąc Jace do wyjścia, najbardziej zdziwiło mnie to, że Shani się do niego tuliła, a po tylu latach nie akceptowała Simon'a, a mowa o Jace'ie. Gdy tylko wyszliśmy przed dom blondyn skierował się w stronę swojego motoru na,który usiadł.
-No na co czekasz chodź - powiedział podając mi kask.
-Ty chyba sobie żartujesz.
-Oj daj spokój chodź bo się spóźnimy - powiedział wywracając oczami po czym dodał- zaufaj mi.
-Eh no dobrze tylko nie jedz szybko- powiedziałam na co Jace się uśmiechnął,kiedy już siedziałam na motorze blondyn wziął moje ręce i kazał mi się objąć.
-Obejmij mnie - słysząc to tylko przełknęłam ślinę i podejrzliwie spojrzałam na Jace -nie bój się nie gryzę - dodał po czym ruszył.Gdy dojechaliśmy pod szkole Jace zaparkował po czym sprytnie z siadając z motoru pomógł mi gdy tylko zdjęłam kask miałam uczucie ze wszyscy się na nas gapia tym bardziej,że gdy ruszyliśmy w stronę szkoły Jace wziął mnie za rękę co sprawiło,że wyglądaliśmy jak para i wtedy dodatkowo usłyszeliśmy rożne szepty.Kiedy już byliśmy przy mojej szafce usłyszałam szepty dziewczyn,których nigdy nie lubiłam.
-Co ona z nim robi, przecież ta suka nawet nie jest warta kogoś takiego jak Jace.
-To pewnie jakiś dowcip ty Saro bardziej pasujesz do Jace- powiedziała jedna do drugiej. Nie wiedziałam o co im chodziło, ale to co powiedziały naprawdę zabolało. Jace jakby nigdy nic zaczął iść w ich stronę, żeby go powstrzymać zaczęłam go wołać, ale on nic sobie z tego nie zrobił. Gdy już był przy tak zwanych plastikach powiedział coś co naprawdę je wkurzyło bo obie wykrzywiły gniewnie swe 'piękne' buźki. Skoro to niby Sara do niego bardziej pasuje to ja jej udowodnię, że się myli. Jak to mówiła moja mama' Jeśli ci na czymś zależy to o to walcz' i to będę robić. Pokażę im, że to ze mną Jace będzie naprawdę szczęśliwy. Zamknęłam szafkę i ruszyłam w ich kierunku, kiedy tylko podeszłam do nich uśmiechnęłam się do dziewczyn słodko i wpiłam się w usta Jace, który na początku stał oszołomiony jak słup soli.
Perspektywa Jace :

Podszedłem do Sary i jej psiapsióły Kimberly, które stwierdziły, że ja powinienem być z blondynką zamiast moim rudowłosym aniołem. Co jak co ale nikt nie będzie rozkazywał Jace'owi Wayland'owi. Kiedy byłem przy szafce Kimberly odchrząknąłem by zwróciły na mnie uwagę i zacząłem: - Poważnie uważacie, że ja i Clary to jakiś żart? Albo, że zerwę z nią specjalnie dla jednej z was? Jeżeli tak to jesteście wielkim błędzie-kiedy tylko to powiedziałem obie wykrzywiły swe pokryte toną gładzi szpachlowej twarze, kiedy tylko chciałem coś jeszcze powiedzieć podeszła do nas Clary i jakby nigdy nic wpiła się w moje usta. Od razu na myśl wpadło mi, że przemyślała to o czym wcześniej rozmawialiśmy i zmieniła zdanie. Dalej ją całując przyciągnąłem ją bliżej i obiołem ją dłońmi w tali... 


Mamy nowy rozdział, który mógł być wcześniej gdybym nie miała problemów z weną. Strasznie was za to przepraszam. jeżeli chcecie być informowani o nowych rozdziałach piszcie w komentarzach. Do następnego.                                                      Waylandówna :*

wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział 2

                "Do ciebie mój luby
                  Wznoszę ten toast
                  Zbawienia lub zguby"
                       "Romeo i Julia"
                      Williama Szekspira



Nie myślałam już o biologii tylko rozmyślałam o tym co będę robić w ten weekend. Chyba wybiorę się z Simon'em do Pandemonium. Tak to dobry pomysł. Tylko co ja założę? Wiem postawię na bordową lekko prześwitującą koszulę i czarną obcisłą spódniczkę przed kolano. Żeby to dopełnić założę buty na platformie z czerwoną podeszwą. Zaś torebkę wezmę czerwoną. Makijaż zrobię delikatny, a włosy zakręcę. Jak tak dalej pójdzie zabiję się przez własne nogi. Zapamiętać : NIGDY WIĘCEJ NIE WYBIERAĆ UBRAŃ PRZEZ DROGĘ! Szłam dalej do wyjścia ze szkoły i nie uwierzycie! Potknęłam  się o próg szkoły, gdy już miałam upaść ktoś przyciągnął mnie do siebie i przytrzymał dopóki nie odzyskałam równowagi. Jak się okazało był to szanowny pan Wayland. Przez cały czas patrzył mi się w oczy, a ja miałam ochotę go pocałować, a w brzuchu miałam stado motyli. Co się ze mną do cholery dzieję?! Mój wewnętrzny monolog przerwał Jace:
- Żyjesz? - spytał dziwnie czule, a może mi się wydawało?
- Yyy...Co?...Ym tak - dlaczego ja przy nim się denerwuje?
- Dobrze się czujesz? - spytał, a ja nie wiem dlaczego zarumieniłam się - Do tego się rumienisz... -  jakby myślał na głos, a później jakby ocknął się z transu i już nic nie powiedział.
- Ze mną wszystko dobrze nie wiem jak z tobą - wszyscy, którzy przechodzili obok nas dziwnie się patrzyli albo  szeptali coś między sobą. Tylko dlaczego? No tak blondyn wciąż mnie przytrzymywał co dla innych musiało wyglądać jakbyśmy się obściskiwali, a ja żeby dodać pikanterii rumieniłam się jak jakaś głupia napalona nastolatka. Chyba za długo rozmyślałam bo zrobił dziwną minę, która była naprawdę śmieszna, że zachichotałam - A tak w ogóle to mnie puść! - jak chciałam tak zrobił.
- Co ty sobie myślałeś na biologii? - musiałam się go spytać ciekawość by mnie zeżarła, tak wiem trafię do piekła. Jeżeli ktoś już się tam wybiera to zabiorę się przejazdem.
- Ja nic tylko grzecznie odpowiadałem na pytania pana Bear'a, a co na to poradzę, że jesteś w moim typie? - oparłam się o szafki, a Jace też się oparł o nie lewą ręką tuż nad moją  głową i pochylił się do mojego ucha, które skubnął i szepnął : -Jesteś taka śliczna - odsunął się i szybko musnął moje usta, choć sama w to niewierze jakaś część mnie chciała by to trwało wiecznie. Kiedy odzyskałam kontrolę nad moim ciałem i chciałam się go spytać co mu strzeliło do głowy. Ale usłyszałam tylko dźwięk odjeżdżającego motoru. Jego motoru, który odjeżdżał z parkingu szkoły. Zrezygnowana wyszłam i ruszyłam w stronę domu.
        *************
Gdy tylko weszłam do domu, przybiegł do mnie mój skarb. A mianowicie Shani mój kochany pies.
- Shani! Tęskniłaś? No jasne, że tęskniłaś- cały czas ją głaskałam i przytulałam do siebie.
- Jak ja Cię kocham- w tym momencie zadzwonił mój telefon. To pewnie Simon. Miałam rację to on.
-Hej Clary. Co po wiesz na wypad do Pandemonium?
-Hej Simon. Oczywiście, wiesz, że miałam ten sam pomysł?
- Może wiedziałem, może nie. To co o 20? - spytał z entuzjazmem.
- Ok, to do zobaczenia - pożegnaliśmy się, a ja ruszyłam do garderoby po wcześniej przemyślany zestaw. Do tego jakieś dodatki i delikatny make-up. I Voilla! Przyjrzałam się sobie w lustrze i pocmokałam ustami z uznania.  Spojrzałam na Shani'ulkę i zachciało mi się śmiać, a mianowicie dlatego iż leżała przytulona do swojego ulubionego misia co wyglądało prze słodko. Gdy już przestałam się zachwycać jak wyglądam postanowiłam z nią wyjść do parku. Zanim przyjdzie mój przyjaciel, którego swoją drogą mój pies nie toleruje zostało mi 30 minut. Puściłam na słuchawkach  City of Angeles mojego ulubionego zespołu i ruszyłam na dwór. A gdzie Shani? No nie! Znowu ją zostawiłam w domu. Stwierdzam, że za często mi się to zdarza. Jak dobrze, że nie ma mi tego za złe. Kiedy dotarłyśmy do parku Shani biegała  chyba w każdym jego zakątku. Gdy okazało się, że za 5 minut będzie Simon jak najszybciej musiałam wrócić do domu chociaż wiedziałam, że będzie on i tak na mnie czekał. Jak zwykle. W jak najkrótszym czasie próbowałam dojść do domu, ale nie udało mi się. Bo kiedy wróciłam do domu byłam spóźniona ok. 20 minut bo mój kochany pies nie chciał wracać do domu i uciekał przede mną. podczas gdy ja uganiałam się za Shani, Simon cierpliwie na mnie czekał. Kiedy tylko doszłyśmy do domu moje kochanie zaczęło warczeć na mojego przyjaciela. Szybko weszłam do domu, zostawiłam psa, wzięłam potrzebne mi rzeczy i ruszyłam z brunetem w stronę Pandemonium. Jak zwykle pod klubem było pełno ludzi, a na końcu ulicy dało się słyszeć muzykę z niego. Przy wejściu jak można się domyślić stał ochroniarz, który jak mnie zobaczył uśmiechnął się i wpuścił mnie i Simon'a do budynku. Można powiedzieć, że bywamy tu często. Gdy byliśmy już w środku ruszyliśmy na parkiet, gdzie tańczyło większość osób będących w tym miejscu. Po jakimś czasie w oko rzucił mi się czerwonowłosy chłopak, który stał oparty o ścianę i palił. Miał kolczyk w nosie, co dodawało mu uroku "niegrzecznego chłopca". Był dość blady, ale zdaję się, że to wszystko przez oświetlenie klubu.   Cóż to się nazywa albo pech, albo przeznaczenie, ale chłopakowi w oko nie wpadłam ja tylko brunetka w białej długiej sukience, która miała odsłonięte nogi od kolan. Na szyi miała duży czerwony kamień, który z daleka rzucał się w oczy i przyciągał wzrok do dziewczyny jakby był to szyld : " Jestem ładna, Spójrz na mnie". Była idealna, a nie to co ja zwykła dziewczyna z liceum, która miała tylko dwóch chłopaków w całym życiu. Nikt się mną nie interesował bo nigdy nie należałam do tak zwanej "elity". Koniec rozmyślania. Dziewczyna zaciągnęła chłopaka w stronę baru, ale nie podeszli do baru tylko weszli za ogrodzenie za barem. Podeszłam bliżej by zobaczyć co będą tam robić, choć rozsądek mówił mi bym tam nie szła. Zobaczyłam jak chłopak pocałował dziewczynę w szyję i odpiął kilka guzików od jej sukienki. Zobaczył coś co go przestraszyło bo natychmiast odsunął się od niej, a ona rzuciła w niego biczem i zaczęła go ciągnąć po ziemi za szyję. Wyrywał się, ale to nic nie dało. Podszedł do nich mężczyzna z kapturem na głowie spod, którego wylatywały znajome blond włosy. Ten chód, ten styl, te włosy. To wszystko było zarazem znajome, a zarazem nieznajome. Chłopak bo posturze było widać, że nie jest dorosły wyjął zza pleców sztylet i podszedł do czerwonowłosego. Ten, gdy tylko to zobaczył zaczął jeszcze bardziej się wyrywać, ale nie było dla niego ratunku. Nieznajomy wbił mu ostrze prosto w serce. Dopiero teraz zauważyłam, że przy nich stał jeszcze ładny brunet, miał przyjazne rysy i był wysportowany, tak na oko był w moim wieku. Przez chwile przetwarzałam co się właśnie wydarzyło  i gdy do mnie dotarło co się stało krzyk opuścił moje usta. Wszyscy zwrócili wzrok w moją stronę nawet Ci, których uwagi nie chciałam. Jak najszybciej ruszyłam do łazienki, kiedy zobaczyłam, że idą w moją stronę. Schowałam się w kabinie i czekałam na dalszy ciąg zaistniałej sytuacji...

                                   Co o nim sądzicie? Bo moim zdaniem jest taki sobie.
                                         Waylandówna :*

Rozdział 1

Jestem Clarissa Fray, ale mówcie mi po prostu Clary.
Jestem zwykłą siedemnastolatką, która przeżywa wzloty i upadki.
Jestem sobą i nikt tego nie zmieni.
Kocham rock i 30 seconds to Mars.
Jak na razie mieszkam w XIX wiecznej kamieniczce na Brooklynie i uczęszczam do jednego z Nowojorskich liceum. Nienawidzę biologi. Dlaczego? Z tylko jednego powodu, a mianowicie siedzę w ławce  z jak to ujął Simon 'tlenionym, gotyckim, pozerem'. Prawie wszystko się zgadza oprócz tego, że ma tlenione włosy.
Jestem niska, bo co to jest 1,66 m? Tak w ogóle to jestem brunetką o niesfornych włosach i  czekoladowych oczach.

            *  *  *  *  *  *  *  *  *  *  *  *  *  *  *

Aktualnie siedzę na mojej ulubionej lekcji. Wyczuj sarkazm. Profesor Beare chyba coś nawiedziło w nocy i mogę się założyć, że były to smerfy. Dobrze rozumiem, że musimy to przerobić, ale teraz?
Ahh... no tak zapomniała bym wam powiedzieć, naszymi tematami są rozmówki o tym jak stać się rodzicem.
- Co sądzi pani na ten temat, panno Fray?- spytał mnie, a ja naprawdę nie wiedziałam o co mu chodziło.
- Może pan powtórzyć pytanie?- kilka osób zachichotało.
- Czego panienka szuka u swojego potencjalnego partnera seksualnego?- Boże co?
- Nie wiem może pan zapytać kogoś innego, a ja się zastanowię?
- Dobrze, Wayland- rzucił, a pan Wayland spojrzał na mnie i rzucił pogardliwy uśmieszek. Boże oddałabym wszystko by tylko z nim nie siedzieć.
-Wrażliwość. Inteligencja. Uroda.- powiedział patrząc na mnie,
Beare wziął się za zapisywanie na tablicy.
- Wrażliwość. Co to znaczy?
- Człowiek jest wrażliwy, bo zna ból i krzywdę- Jace w tym momencie trącił mnie kolanem. Odsunęłam się, powstrzymując się od myśli co chciał dać mi do zrozumienia.
Nauczyciel przytaknął w zamyśleniu.
- No dobrze. Powiedzmy, że jesteś na przyjęciu.- Zwrócił się do Jace.- W pokoju roi się od przeróżnych dziewcząt. Widzisz blondynki, brunetki, rude, kilka czarnowłosych. Jedne rozmowne, inne wyglądają na nieśmiałe. Znajdujesz dziewczynę, która odpowiada twoim wymaganiom: inteligentna, wrażliwa i urodziwa. Dwa pytania: Pierwsze jak wygląda i drugie jak dajesz jej do zrozumienia, że jesteś nią  zainteresowany?
- Wygląda jak Clary- spojrzał na mnie, a kilka osób wybuchło śmiechem.- Wyciągam ją z tłumu i zagaduje- Cała klasa spojrzała, a ja jak idiotka zarumieniłam się. Czy mi się wydaję czy pan Wayland się do mnie przysuwa? Miałam rację przysunął się i szepnął:- Ślicznie się rumienisz.- Już chciałam mu odpowiedzieć, ale zadzwonił dzwonek i wyszedł z resztą klasy...


Mamy już pierwszy rozdział i co sądzicie?
                          Waylandówna :*

Prolog

  Myslę, że kiedy to wszystko jest już skończone, to powraca tylko przez mgłę, rozumiesz. Jak  kalejdoskop wspomnień, powraca wszystko. Z wyjątkiem jego samego.                            
   Myślę, że gdy pierwszy raz go ujrzałam,  jakaś cząstka mnie wiedziała co może się wydarzyć. I naprawdę nie chodziło o jego słowa, czy czyny.                                                         
    Chodzi o uczucie, które pojawiło się wraz z nim... Szalonym wydaje się fakt, że niemogę być pewna czy kiedykolwiek poczuję coś podobnego. I nie wiem czy powinnam to czuć.        
     Może to wiedział, kiedy mnie zobaczył... Chyba po prostu straciłam równowagę. I myślę, że najgorszą częścią tego wszystkiego nie było utracenie jego. Tylko to, że straciłam siebie. Sądzę, że nie zdajesz sobie sprawy z tego kim naprawdę jesteś, dopóki tego nie stracisz...


Mamy już Prolog. Co o nim sądzicie? Proszę zostawcie komentarze pod tym postem bym wiedziała czy pisać dalej.       
                              Waylandówna ( Dawna Salvatorkaa)

Shoutbox